sobota, 14 czerwca 2014

Epilog


"Wielka miłość nie wybiera, 
czy jej chcemy nie pyta nas wcale, 
wielka miłość, wielka siła
zostajemy jej wierni na zawsze"

Seweryn Krajewski - Wielka miłość


Już trochę czasu minęło kiedy Ola poszła przebrać się na kolację. Rozumiem, że kobiety potrzebują więcej czasu niż mężczyźni, ale bez przesady. Martwię się o nią. Nie jest taką samą osobą jak wcześniej. Tysiąc razy jej powtarzałem, że nigdy ją nie zostawię bo kocham ją taką jaka jest, a nie tak jak wygląda, czy może chodzić czy tez nie. Po tym wypadku zamknęła się w sobie, nic do niej nie dociera. Zamknęła się w swoim świecie i nie chce nikogo do niego wpuścić.
Po kilku minutach jeszcze nie zjechała. Postanowiłem, że zajrzę do jej pokoju bo coś mogło się stać. Może się poślizgnęła i nie może wstać. Gdy tylko Hania usłyszała, że idę na piętro do cioci Oli zaczęła wystawiać rączki żebym ją wziął ze sobą. Dowiedziałem się od mamy, że dzięki Hani Ola zaczęła się inaczej zachowywać, uśmiechała się i trochę otworzyła dla ludzi. Nie była tą samą Olą, którą znałem jednak zawsze to niż stanie w miejscu i użalanie się nad sobą. Gdy weszliśmy na piętro zapukałam lekko w drzwi jednak nikt się nie odzywał. Złapałem za klamkę, drzwi były zamknięte. Trochę się z nimi męczyłem, ale bez rezultatu. Najchętniej to bym je wyważył byle tylko jak najszybciej dostać. Coraz bardziej się martwiłem i zarazem modliłem się do Boga żeby jej nic głupiego nie przyszło do głowy. Wiem, że miała wahania nastrojów. Raz było dobrze, a za chwile było już całkiem inaczej. Zawołałem jej ojca. Jak na złotą rączkę po dwóch minutach za pomocą śrubokręta rozbroiliśmy zamek. Co ujrzałem po drugiej stronie drzwi nie mieści mi się w głowie. Ola leżała na łóżku, a obok niej kilka pustych opakowań po lekach, których nawet nie wiem na co one są oraz pusta butelka po wódce. Pierwsze co zrobiłem to zacząłem ją ratować byłem tak przerażony, że mogę ją stracić, że nawet nie wiem kiedy przyjechała karetka po którą zadzwoniła moja siostra. To co się wtedy działo poruszyło mnie. Dlaczego ja wcześniej tego nie zauważyłem? Gdy przychodziła do niej Ola to zachowywała się prawie tak jak wcześniej. Ta Ola, z którą można było porozmawiać na wszystkie tematy. Lekarze powiedzieli, że po płukaniu żołądka powinno być wszystko w porządku, ale bez pomocy psychiatry i psychologa się nie obejdzie bo znowu za jakiś czas może to zrobić i tym razem możemy nie zdążyć z pomocą. Po odwiezieniu do szpitala obok na szafce nocnej znalazłem dwie kartki i długopis. Ona to wszystko zaplanowała.

Drogi Ukochany!

Wiem, że kiedy będziesz czytał ten list mnie już nie będzie na tym świecie. Już dawno o tym myślałam, tylko brakowało mi odwagi żeby to zrobić. To co zrobiłam nie powinno się wydarzyć. Wszystko zwaliło się na mnie i nie wytrzymałam tego napięcia. Byłam tchórzem, który bał się wszystkiego. Bałam się powiedzieć całą prawdę o sobie. Bałam się tego jak zareagujesz na to co ci powiem. Nigdy nie zapomnę co dla mnie zrobiłeś. Jaki byłeś. Dzięki tobie znowu zaczęłam żyć normalnie, funkcjonować. Tam w niebie będę o tobie cały czas myślała. Będę twoim Aniołem Stróżem, który nigdy nie da Cię skrzywdzić. Proszę cię tylko o jedno: pamiętaj o mnie i żyj tak jak dawniej, ułóż sobie życie i nie porównuj jej do mnie. Od samego początku nie zasługiwałam na ciebie. Pamiętaj, że zawsze cię kochałam. Przepraszam Cię za wszystko.

Żegnaj na zawsze.
Twoja Ola
A na odwrocie było napisane
Jesteś moją prywatna definicją szczęścia! I narysowane wielkie serduszko

Drodzy Rodzice!

Wiem, że zawaliłam na całej linii. Wiem, że nigdy nie chciałam was posłuchać. Zawsze chodziłam swoimi ścieżkami. Wychowaliście mnie na dobrą, wykształconą osobę miewającą swoje humory. Wiem, że chcieliście dla mnie jak najlepiej. Dziękuje wam za wszystko co dla mnie zrobiliście. Wiem, że moje życie miało wyglądać inaczej, ale nie potrafię go zmienić. Bardzo mi będzie was brakowało. Przepraszam was za wszystko.

Wasza jedyna córka Aleksandra.

Niestety udało im się mnie odratować. Byłam zła na siebie bo zamiast połykać tabletki to mogłam wziąć żyletkę i przeciąć sobie żyły na nadgarstkach i nie zdążyli by mnie uratować. Andrzej zmusił mnie na wizyty do psychologa i psychiatry. Po Nowym Roku zabiera mnie do Bełchatowa. Na uczelni z pomocą dziewczyn z roku wszystko załatwił, tylko będę musiała zjeżdżać na sesję. Wtedy zawsze ktoś zawiezie mnie do Warszawy. Przeważnie będzie to Ola, ale do tego czasu może się wszystko zmienić. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam się inaczej. Wreszcie ktoś o mnie walczy. Walczy o naszą przyszłość. O naszą lepszą przyszłość.
Lipiec. Jest lato. Ciepło, nawet niekiedy za ciepło. Obroniłam się na piąteczkę i przed swoim imieniem i nazwiskiem mogę pisać mgr. Andrzej po obronieniu tytułu Mistrza Polski, zdobyciu Pucharu Polski i wywalczenia srebra w Lidze Mistrzów u nas w Łodzi ze Skrą znowu został powołany przez Stefana do reprezentacji. Powinnam być smutna z tego powodu, ale jestem szczęśliwa, że się rozwija, że robi to co kocha. Z Karolem tworzą naprawdę dobry duet środkowych, a ja nie mogę doczekać się najbliższych meczów reprezentacji aby ujrzeć mojego przyszłego męża w koszulce z orzełkiem na piersi. Tak nie przesłyszeliście się. Za tydzień zostanę żoną Andrzeja Wrony, reprezentanta Polski w siatkówce i zarazem najcudowniejszego faceta na świecie. Suknia już dawno kupiona czeka w szafie na ten najcudowniejszy dzień w naszym życiu. Sala, menu już dawno ustalona więc wszystko zostało dopięte na ostatni guzik wcześniej niż bym się spodziewała. Rehabilitacja przebiega pomyślnie. Już kilka sekund stoję na kulach, ale jakby nie determinacja narzeczonego pewnie nic by z tego nie było. Wyszłam z dołka. Było ciężko, ale dzięki najbliższym oraz znajomym udało się, ale choroba zawsze może powrócić. Wszystko opowiedziałam mu o Krzyśku, jak i o gwałcie i o tym, że skazani wyszli już na wolność. Nie był zachwycony tym, że dowiaduje się dopiero o mojej przyszłości, ale nie wyzywał mnie, że mogłam mu wcześniej o tym powiedzieć. Wręcz przeciwnie. Był jeszcze bardziej kochający niż był wcześniej jeśli coś takiego może być. Dziękuje mu za to bo nie wiem jakby było dalej. Pewnie znowu bym wpadła w dołek i tym razem nie dałby rade z niego wyjść nawet przy pomocy najlepszych specjalistów w Polsce bo wiem, że ukochany by sprowadził najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie, nawet jeśli by musiał jeździć za granicę szukać lekarzy. Był wyrozumiały, nawet niekiedy się dziwię skąd bierze on do mnie tyle cierpliwości. Niejeden już dawno spakował manatki i uciekł gdzie pieprz rośnie. Pocieszał mnie, że już nigdy nikt mnie nie skrzywdzi, a im by najchętniej krzywdę zrobił, jednak szybko wybiłam mu ten pomysł z głowy.
Nadszedł czas kiedy za kilka godzin stanę na ślubnym kobiercu i będę przysięgała, że nie opuszczę Andrzeja aż do śmierci. Trochę zaczynam się stresować, a Andrzej nie pomaga mi w opanowaniu stresu, wręcz przeciwnie jeszcze bardziej dolewa oliwy do ognia. Będzie zaproszonych prawie dwieście osób. Koledzy z reprezentacji, Skry i wcześniejszych klubów, w których grał, rodzina, przyjaciele więc aż tyle się ich uzbierało. Tylko tata i Ola wiedzą o niespodziance jaką mam zamiar zrobić Andrzejowi. Chciałam do ślubu pójść o własnych siłach podpierając się jedynie o kulach, a ja Aleksandra córka Grażyny i Roma zawsze dotrzymuje słowa. Nawet jakbym miała iść dziesięć minut przejdę ją sama nie na wózku. Już sobie wyobrażam minę Andrzeja. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale tak chciałam mu wynagrodzić wszystko to co dla mnie zrobił.
Otrzymaliśmy błogosławieństwo od naszych rodziców. Jedziemy do kościoła. Z Olą wymieniamy tylko uśmiechy żeby nie zdradzić swoich planów, chociaż Andrzej już od rana się czegoś domyśla jednak moja dobra gra aktorska nieco zbiła go z tropu. Zawsze można powiedzieć, że rozmawia się o nocy poślubnej bo o miesiącu miodowym nie ma szans przy takim trybie życia jaki ma ukochany. Zabrzmiały organy w kościele. Gdy tylko zobaczyłam ukochanego stres jak szybko przybył tak szybko opadł. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Trochę dziwnie się z tym czułam, ale to był nasz dzień i nikt nam go nie zepsuje. Gdy ksiądz zaczął prowadzić mszę wiedziałam, że nigdy nie zostawię Andrzeja. Zbyt dużo dla mnie znaczy. Nawet nie pamiętam ceremonii bo byłam tak wzruszona, że niespodzianka dla męża się udała. Pamiętam tylko, że Kłos po nabożeństwie narzekał, że goście się nie popisali i za cienkie koperty dają, a my mu nic nie odpalimy bo nie będziemy mieli z czego. Cały Karol. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Przejście przez próg, stłuczenie kieliszków. Do pierwszego tańca bardzo się przyłożyliśmy. Chcieliśmy zapamiętać i opowiadać o tym swoim dzieciom oraz wnukom. Dobrze, że Andrzej jest siatkarzem to nie było problemu z trzymaniem mnie przy tańcu. Zabawa była do samego rana. Nawet Hania nie wiem jakim cudem wytrzymała do końca, ale na pewno podobało jej się, że wszyscy skaczą koło niej. Nawet przekabaciła wujka Karola, który mówi, że dzieci jak są małe to są piękne, a gdy dorosną to sprawiają kłopoty za trzech. Wszystko mogła mu robić, a on zapatrzony w nią jak obrazek. Lubi być w centrum uwagi. Wszystko wyszło zgodnie z planem. Nikt się nie pobił, nikt nie narzekał na jedzenie ani na porcję. No dobrze Igła trochę narzekał, że Winiar wziął mu zabrał najlepszy kawałek mięsa. Trochę wyglądało to komicznie. Ola z Karolem spodziewają się małego Kłosiątka więc czego więcej do szczęścia potrzeba. Wszyscy się wybawili, że na drugi dzień nie czuli nóg, a głowa bolała ich niemiłosiernie. Jednak do końca życia nie zapomną wesela u Państwa Wrony.

Właśnie jadę na Igrzyska do Brazylii. Wolałem być przy Oli niż tutaj. Tak z Olką spodziewamy się pierwszego dzidziusia. Prawdopodobnie dziewczynka, ale my nie wierzymy w badaniu lekarza i nie kupujemy wszystkiego co jest związane z różem lub podobnym dziewczęcym kolorze. Niby to dopiero siódmy miesiąc, ale wolałbym być na miejscu niż kilkadziesiąt kilometrów, na drugim końcu świata. Ola cały czas się rehabilituje jednak ze względu na ciążę trochę przystopowaliśmy by nie narazić dziecko na jakieś komplikacje czy tez wcześniejszy poród. Już chodzi z małym użyciem kul, ale to i tak jest sukces, że po takim ciężkim wypadku chodzi.
Zostaliśmy mistrzami olimpijskimi. Każdy z chłopaków się cieszy. Ola z dziewczynami mają po nas wyjechać na Okęcie. Lepiej jakby została w domu i się nie przemęczała jednak ona jest uparta jak osioł i nikogo nie słucha. Wiem, że chce być razem ze mną, ale musi dbać o nasza kruszynkę, którą nosi pod sercem.

Chyba już się zaczęło. Dobrze, że torbę już dawno spakowałam z pomocą przyszłego tatusia i od dwóch tygodni czeka w szafie. Najgorsze jest to, że Andrzej ma jeszcze trening, Ola wyjechała do Warszawy z Anią do dziadków, rodzice nie zdążą przyjechać, siostra Andrzeja też, a ja zostałam sama na pastwie losu. Już po raz kolejny wydzwaniam do męża jednak ten nie odbiera. Dostaje coraz silniejszych skurczy. Ostatkami sił dzwonię po pogotowie. Błagam żeby Andrzej zaraz po treningu zobaczył na ilość nieodebranych połączeń ode mnie.

Patrzę na komórkę, a tam 59 nieodebranych połączeń od Oli. Dzwonię do niej, ale nie odbiera. Przypuszczałem, że to jest już chyba ta chwila. Niby termin ma za dwa dni, ale to już ostatnie dni. Po pewnym czasie oddzwania. Jednak to nie ona tylko położna ze szpitala prosząca mnie o najszybszy przyjazd do szpitala jaki tylko się da. Wyprułem z szatni jak nawiedzony, że nawet przez to nie zauważyłam wiadro z mopem i przewróciłem go nie zważając na to, że ktoś, a bardziej jakaś niezdara będzie tędy szła i się poślizgnie. Chłopaki nawet nie pytali się dlaczego tak lecę bo o niczym innym nie mówię od kilku dni. 

Wiedziałam od położnej, że Andrzej będzie za kilka minut w szpitalu. Starałam się bardzo żeby był przy porodzie, ale skurcze dawały o sobie coraz bardziej i częściej znać. Starałam się być dzielna. Chciałam, żeby było tak jak sobie zaplanowałam.

Dowiedziałem się gdzie jest Olunia i pobiegłem ile sił miałem w nogach. Nie każda kobieta chciałaby żeby jej facet był przy porodzie więc jestem dumny, ze w tej chwili mogę być przy ukochanej. Po godzinie na świat przyszła Magdalena Aleksandra Wrona. Ważąca cztery i pół kilograma oraz mierząca sześćdziesiąt trzy centymetry wzrostu. Największe oczko w głowie tatusia. Piękna po mamusi i wielka po tacie. Dziękuje jej za to, że obdarzyła mnie takim skarbem jak dziecko i nigdy nie zapomnę jak w liście pożegnalnym napisała: 
Jesteś moją prywatną definicją szczęścia! 

***
Tak się kończy historia Oli i Andrzeja. Wiem, że niektórym z was będzie smutno jednak coś się kończy, coś się zaczyna. Wszyscy pewnie myśleli, że uśmiercę Olkę jednak moja wyobraźnia mi na to nie pozwoliła. Jestem zbyt uczuciowa. Chociaż nad tym to jednak się jeszcze zastanowię. Dziękuje za wszystkie wyświetlenia, komentarze. Chciałam żeby blog miał 1500 wyświetleń i dzięki wam się to udało. Nie liczyłam na więcej. Nie wiecie jak każde napisane przez was słowo dodawało mi energii do pisania następnych rozdziałów lub przerabiania ich bo w trakcie wpadłam na kilka pomysłów. Jednym z nich jest Krzysiek, który pojawił się w życiu bohaterki po kilku latach. 
Dziękuję! 
Dziękuję! 
Dziękuję! 
Pozdrawiam was serdecznie :>
P.S. Kiedyś na pewno wrócę :D 

9 komentarzy:

  1. Uff, cieszę się, że jednak nie uśmierciłaś głównej bohaterki i nie wpędziłaś w rozpacz "biednego Andrzeja", a Krzysztof nie namieszał w tej historii tak jak się obawiałam. Państwo Wrona odnaleźli wspólne szczęście i to jest najważniejsze :)
    PS: Byłoby cudownie gdybyś okazała się dobrym prorokiem i nasza reprezentacja rzeczywiście odniosła tak wielkie sukcesy na MŚ i IO :)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Uśmiercanie Olki to nie byłoby w moim stylu. Tak masz rację najważniejsze jest szczęście. Ja prorokiem. Raczej nie, ale bardzo bym chciała żeby tak było.
      Pozdr. :>

      Usuń
  2. Fajnie że nie uśmierciłaś Olki no już się bałam że to zrobisz ;) Cieszę się że wszystko dobrze się skończyło ;D
    P.S gdybyś zaczynała jakąś.nową historię to daj znać ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie w wolnych chwilach ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bałam się, że nie dorwiecie i jeszcze jakąś krzywde mi zrobicie :D Wiedziałam, że prologiem puszczę was w maliny, ale nie byłabym zdolna do zabójstwa głównej bohaterki.
      Dam znać, może ci się spodoba.
      Zajrzę w najbliższej chwili.
      Pozdrawiam :>

      Usuń
  3. W końcu jestem! :*
    Obawiałam się, że jednak nie dasz Olce dalej cieszyć się życiem przy boku Wrony, ale nasz Andżejko ^^ jest tak idealny (chyba w każdym blogu;p) że nie było innej opcji :)
    Mimo wypadku, wózka, zdołała wyjść z tego cało i stanąć na nogi i psychicznie i fizycznie. I zakończyłaś jak ja najbardziej lubię, czyli szczęśliwie! <3
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Nie chciałam takiego smutnego zakończenia. Bym takiego idealnego chciała spotkać na swojej drodze dlatego pewnie takiego sobie go wymyśliłam. Pewnie to jest rzadkość, ale tak sobie wymyśliłam zakończenie i tak zostało ono spisane. Ja też właśnie takie lubię!
      Pozdrawiam :>

      Usuń
  4. PRZEPRASZAM ZA SPAM
    SERDECZNIE ZAPRASZAM NA
    http://tylkotymniekochaj.blogspot.com/

    Opuszcza ją brat
    Opuszcza ją nadzieja
    Spotyka ich
    I go
    Demona który jest jej zgubą
    Zabójce jej uczuć
    On
    Zakochuje się w jej oczach
    Pragnie ją chronić
    Ale ta miłość go zabija
    Niedostępna
    Niemożliwa
    Niewiarygodna
    Śmiertelna
    Toksyczna
    Obydwoje coś do siebie czują lecz ich dwa różne świty wszystko komplikują
    Jego koledzy stają się jej podporą
    Lecz czy każdy to dobry charakter który jej współczuje?
    Historia która mogła się przytrafić każdemu
    ZAPRASZAM SERDECZNIE
    http://tylkotymniekochaj.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń