poniedziałek, 16 czerwca 2014
Zapraszam!
Zakończyłam opowiadanie o Państwie Wrona więc ruszam z kolejnym blogiem. Teraz tutaj możecie mnie znaleźć. Pozdrawiam :>
sobota, 14 czerwca 2014
Epilog
"Wielka miłość nie wybiera,
czy jej chcemy nie pyta nas wcale,
wielka miłość, wielka siła
zostajemy jej wierni na zawsze"
Seweryn Krajewski - Wielka miłość
Już trochę czasu minęło kiedy Ola
poszła przebrać się na kolację. Rozumiem, że kobiety potrzebują więcej czasu
niż mężczyźni, ale bez przesady. Martwię się o nią. Nie jest taką samą osobą
jak wcześniej. Tysiąc razy jej powtarzałem, że nigdy ją nie zostawię bo kocham
ją taką jaka jest, a nie tak jak wygląda, czy może chodzić czy tez nie. Po tym
wypadku zamknęła się w sobie, nic do niej nie dociera. Zamknęła się w swoim
świecie i nie chce nikogo do niego wpuścić.
Po kilku minutach jeszcze nie zjechała.
Postanowiłem, że zajrzę do jej pokoju bo coś mogło się stać. Może się
poślizgnęła i nie może wstać. Gdy tylko Hania usłyszała, że idę na piętro do
cioci Oli zaczęła wystawiać rączki żebym ją wziął ze sobą. Dowiedziałem się od
mamy, że dzięki Hani Ola zaczęła się inaczej zachowywać, uśmiechała się i
trochę otworzyła dla ludzi. Nie była tą samą Olą, którą znałem jednak zawsze to
niż stanie w miejscu i użalanie się nad sobą. Gdy weszliśmy na piętro zapukałam
lekko w drzwi jednak nikt się nie odzywał. Złapałem za klamkę, drzwi były
zamknięte. Trochę się z nimi męczyłem, ale bez rezultatu. Najchętniej to bym je
wyważył byle tylko jak najszybciej dostać. Coraz bardziej się martwiłem i
zarazem modliłem się do Boga żeby jej nic głupiego nie przyszło do głowy. Wiem,
że miała wahania nastrojów. Raz było dobrze, a za chwile było już całkiem
inaczej. Zawołałem jej ojca. Jak na złotą rączkę po dwóch minutach za pomocą
śrubokręta rozbroiliśmy zamek. Co ujrzałem po drugiej stronie drzwi nie mieści
mi się w głowie. Ola leżała na łóżku, a obok niej kilka pustych opakowań po
lekach, których nawet nie wiem na co one są oraz pusta butelka po wódce.
Pierwsze co zrobiłem to zacząłem ją ratować byłem tak przerażony, że mogę ją
stracić, że nawet nie wiem kiedy przyjechała karetka po którą zadzwoniła moja
siostra. To co się wtedy działo poruszyło mnie. Dlaczego ja wcześniej tego nie
zauważyłem? Gdy przychodziła do niej Ola to zachowywała się prawie tak jak
wcześniej. Ta Ola, z którą można było porozmawiać na wszystkie tematy. Lekarze
powiedzieli, że po płukaniu żołądka powinno być wszystko w porządku, ale bez
pomocy psychiatry i psychologa się nie obejdzie bo znowu za jakiś czas może to
zrobić i tym razem możemy nie zdążyć z pomocą. Po odwiezieniu do szpitala obok
na szafce nocnej znalazłem dwie kartki i długopis. Ona to wszystko zaplanowała.
Drogi Ukochany!
Wiem, że kiedy będziesz czytał
ten list mnie już nie będzie na tym świecie. Już dawno o tym myślałam, tylko
brakowało mi odwagi żeby to zrobić. To co zrobiłam nie powinno się wydarzyć.
Wszystko zwaliło się na mnie i nie wytrzymałam tego napięcia. Byłam tchórzem,
który bał się wszystkiego. Bałam się powiedzieć całą prawdę o sobie. Bałam się
tego jak zareagujesz na to co ci powiem. Nigdy nie zapomnę co dla mnie
zrobiłeś. Jaki byłeś. Dzięki tobie znowu zaczęłam żyć normalnie, funkcjonować.
Tam w niebie będę o tobie cały czas myślała. Będę twoim Aniołem Stróżem, który
nigdy nie da Cię skrzywdzić. Proszę cię tylko o jedno: pamiętaj o mnie i żyj
tak jak dawniej, ułóż sobie życie i nie porównuj jej do mnie. Od samego
początku nie zasługiwałam na ciebie. Pamiętaj, że zawsze cię kochałam. Przepraszam
Cię za wszystko.
Żegnaj na zawsze.
Twoja Ola
A na odwrocie było napisane
Jesteś moją prywatna definicją szczęścia! I narysowane wielkie
serduszko
Drodzy Rodzice!
Wiem, że zawaliłam na całej
linii. Wiem, że nigdy nie chciałam was posłuchać. Zawsze chodziłam swoimi
ścieżkami. Wychowaliście mnie na dobrą, wykształconą osobę miewającą swoje
humory. Wiem, że chcieliście dla mnie jak najlepiej. Dziękuje wam za wszystko
co dla mnie zrobiliście. Wiem, że moje życie miało wyglądać inaczej, ale nie
potrafię go zmienić. Bardzo mi będzie was brakowało. Przepraszam was za
wszystko.
Wasza jedyna córka
Aleksandra.
Niestety udało im się mnie odratować.
Byłam zła na siebie bo zamiast połykać tabletki to mogłam wziąć żyletkę i
przeciąć sobie żyły na nadgarstkach i nie zdążyli by mnie uratować. Andrzej
zmusił mnie na wizyty do psychologa i psychiatry. Po Nowym Roku zabiera mnie do
Bełchatowa. Na uczelni z pomocą dziewczyn z roku wszystko załatwił, tylko będę
musiała zjeżdżać na sesję. Wtedy zawsze ktoś zawiezie mnie do Warszawy.
Przeważnie będzie to Ola, ale do tego czasu może się wszystko zmienić. Po raz
pierwszy od dłuższego czasu poczułam się inaczej. Wreszcie ktoś o mnie walczy.
Walczy o naszą przyszłość. O naszą lepszą przyszłość.
Lipiec. Jest lato. Ciepło, nawet
niekiedy za ciepło. Obroniłam się na piąteczkę i przed swoim imieniem i
nazwiskiem mogę pisać mgr. Andrzej po obronieniu tytułu Mistrza Polski, zdobyciu
Pucharu Polski i wywalczenia srebra w Lidze Mistrzów u nas w Łodzi ze Skrą
znowu został powołany przez Stefana do reprezentacji. Powinnam być smutna z
tego powodu, ale jestem szczęśliwa, że się rozwija, że robi to co kocha. Z
Karolem tworzą naprawdę dobry duet środkowych, a ja nie mogę doczekać się
najbliższych meczów reprezentacji aby ujrzeć mojego przyszłego męża w koszulce
z orzełkiem na piersi. Tak nie przesłyszeliście się. Za tydzień zostanę żoną
Andrzeja Wrony, reprezentanta Polski w siatkówce i zarazem najcudowniejszego faceta
na świecie. Suknia już dawno kupiona czeka w szafie na ten najcudowniejszy dzień w naszym życiu. Sala, menu już dawno ustalona więc wszystko zostało dopięte na ostatni guzik wcześniej niż bym się spodziewała. Rehabilitacja przebiega pomyślnie. Już kilka sekund stoję na kulach,
ale jakby nie determinacja narzeczonego pewnie nic by z tego nie było. Wyszłam
z dołka. Było ciężko, ale dzięki najbliższym oraz znajomym udało się, ale choroba
zawsze może powrócić. Wszystko opowiedziałam mu o Krzyśku, jak i o gwałcie i o
tym, że skazani wyszli już na wolność. Nie był zachwycony tym, że dowiaduje się
dopiero o mojej przyszłości, ale nie wyzywał mnie, że mogłam mu wcześniej o tym
powiedzieć. Wręcz przeciwnie. Był jeszcze bardziej kochający niż był wcześniej jeśli coś takiego może być. Dziękuje mu za to bo nie wiem jakby było dalej. Pewnie znowu bym
wpadła w dołek i tym razem nie dałby rade z niego wyjść nawet przy pomocy
najlepszych specjalistów w Polsce bo wiem, że ukochany by sprowadził
najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie, nawet jeśli by musiał jeździć za granicę szukać lekarzy. Był wyrozumiały, nawet niekiedy
się dziwię skąd bierze on do mnie tyle cierpliwości. Niejeden już dawno
spakował manatki i uciekł gdzie pieprz rośnie. Pocieszał mnie, że już nigdy
nikt mnie nie skrzywdzi, a im by najchętniej krzywdę zrobił, jednak szybko
wybiłam mu ten pomysł z głowy.
Nadszedł czas kiedy za kilka
godzin stanę na ślubnym kobiercu i będę przysięgała, że nie opuszczę Andrzeja
aż do śmierci. Trochę zaczynam się stresować, a Andrzej nie pomaga mi w
opanowaniu stresu, wręcz przeciwnie jeszcze bardziej dolewa oliwy do ognia.
Będzie zaproszonych prawie dwieście osób. Koledzy z reprezentacji, Skry i wcześniejszych
klubów, w których grał, rodzina, przyjaciele więc aż tyle się ich uzbierało.
Tylko tata i Ola wiedzą o niespodziance jaką mam zamiar zrobić Andrzejowi. Chciałam
do ślubu pójść o własnych siłach podpierając się jedynie o kulach, a ja
Aleksandra córka Grażyny i Roma zawsze dotrzymuje słowa. Nawet jakbym miała iść
dziesięć minut przejdę ją sama nie na wózku. Już sobie wyobrażam minę Andrzeja.
Wiem, że nie powinnam tego robić, ale tak chciałam mu wynagrodzić wszystko to co
dla mnie zrobił.
Otrzymaliśmy błogosławieństwo od naszych rodziców. Jedziemy do kościoła. Z Olą wymieniamy tylko uśmiechy żeby nie zdradzić swoich planów, chociaż Andrzej już od rana się czegoś domyśla jednak moja dobra gra aktorska nieco zbiła go z tropu. Zawsze można powiedzieć, że rozmawia się o nocy poślubnej bo o miesiącu miodowym nie ma szans przy takim trybie życia jaki ma ukochany. Zabrzmiały organy w kościele. Gdy
tylko zobaczyłam ukochanego stres jak szybko przybył tak szybko opadł.
Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Trochę dziwnie się z tym czułam, ale to
był nasz dzień i nikt nam go nie zepsuje. Gdy ksiądz zaczął prowadzić mszę
wiedziałam, że nigdy nie zostawię Andrzeja. Zbyt dużo dla mnie znaczy. Nawet
nie pamiętam ceremonii bo byłam tak wzruszona, że niespodzianka dla męża się
udała. Pamiętam tylko, że Kłos po nabożeństwie narzekał, że goście się nie popisali i za cienkie
koperty dają, a my mu nic nie odpalimy bo nie będziemy mieli z czego. Cały
Karol. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Przejście przez próg, stłuczenie kieliszków. Do pierwszego tańca bardzo się przyłożyliśmy. Chcieliśmy zapamiętać i opowiadać o tym swoim dzieciom oraz wnukom. Dobrze, że Andrzej jest siatkarzem to nie było problemu z trzymaniem mnie przy tańcu. Zabawa była do samego rana. Nawet Hania nie wiem jakim cudem wytrzymała do końca, ale na pewno podobało jej się, że wszyscy skaczą koło niej. Nawet przekabaciła wujka Karola, który mówi, że dzieci jak są małe to są piękne, a gdy dorosną to sprawiają kłopoty za trzech. Wszystko mogła mu robić, a on zapatrzony w nią jak obrazek. Lubi być w centrum uwagi. Wszystko
wyszło zgodnie z planem. Nikt się nie pobił, nikt nie narzekał na jedzenie ani
na porcję. No dobrze Igła trochę narzekał, że Winiar wziął mu zabrał najlepszy
kawałek mięsa. Trochę wyglądało to komicznie. Ola z Karolem spodziewają się małego Kłosiątka więc czego więcej do szczęścia potrzeba. Wszyscy się wybawili, że na drugi
dzień nie czuli nóg, a głowa bolała ich niemiłosiernie. Jednak do końca życia
nie zapomną wesela u Państwa Wrony.
Właśnie jadę na Igrzyska do
Brazylii. Wolałem być przy Oli niż tutaj. Tak z Olką spodziewamy się pierwszego
dzidziusia. Prawdopodobnie dziewczynka, ale my nie wierzymy w badaniu lekarza i
nie kupujemy wszystkiego co jest związane z różem lub podobnym dziewczęcym
kolorze. Niby to dopiero siódmy miesiąc, ale wolałbym być na miejscu niż
kilkadziesiąt kilometrów, na drugim końcu świata. Ola cały czas się rehabilituje
jednak ze względu na ciążę trochę przystopowaliśmy by nie narazić dziecko na
jakieś komplikacje czy tez wcześniejszy poród. Już chodzi z małym użyciem kul,
ale to i tak jest sukces, że po takim ciężkim wypadku chodzi.
Zostaliśmy mistrzami olimpijskimi.
Każdy z chłopaków się cieszy. Ola z dziewczynami mają po nas wyjechać na
Okęcie. Lepiej jakby została w domu i się nie przemęczała jednak ona jest
uparta jak osioł i nikogo nie słucha. Wiem, że chce być razem ze mną, ale musi
dbać o nasza kruszynkę, którą nosi pod sercem.
Chyba już się zaczęło. Dobrze, że
torbę już dawno spakowałam z pomocą przyszłego tatusia i od dwóch tygodni czeka
w szafie. Najgorsze jest to, że Andrzej ma jeszcze trening, Ola wyjechała do
Warszawy z Anią do dziadków, rodzice nie zdążą przyjechać, siostra Andrzeja też, a ja zostałam sama na pastwie losu. Już po
raz kolejny wydzwaniam do męża jednak ten nie odbiera. Dostaje coraz silniejszych
skurczy. Ostatkami sił dzwonię po pogotowie. Błagam żeby Andrzej zaraz po
treningu zobaczył na ilość nieodebranych połączeń ode mnie.
Patrzę na komórkę, a tam 59
nieodebranych połączeń od Oli. Dzwonię do niej, ale nie odbiera. Przypuszczałem,
że to jest już chyba ta chwila. Niby termin ma za dwa dni, ale to już ostatnie dni. Po pewnym czasie oddzwania. Jednak to nie ona
tylko położna ze szpitala prosząca mnie o najszybszy przyjazd do szpitala jaki
tylko się da. Wyprułem z szatni jak nawiedzony, że nawet przez to nie
zauważyłam wiadro z mopem i przewróciłem go nie zważając na to, że ktoś, a
bardziej jakaś niezdara będzie tędy szła i się poślizgnie. Chłopaki nawet nie pytali się dlaczego tak lecę bo o niczym innym nie mówię od kilku dni.
Wiedziałam od położnej, że Andrzej będzie za
kilka minut w szpitalu. Starałam się bardzo żeby był przy porodzie, ale skurcze
dawały o sobie coraz bardziej i częściej znać. Starałam się być dzielna. Chciałam,
żeby było tak jak sobie zaplanowałam.
Dowiedziałem się gdzie jest
Olunia i pobiegłem ile sił miałem w nogach. Nie każda kobieta chciałaby żeby
jej facet był przy porodzie więc jestem dumny, ze w tej chwili mogę być przy
ukochanej. Po godzinie na świat przyszła Magdalena Aleksandra Wrona. Ważąca cztery i pół kilograma oraz mierząca sześćdziesiąt trzy centymetry wzrostu. Największe
oczko w głowie tatusia. Piękna po mamusi i wielka po tacie. Dziękuje jej za to,
że obdarzyła mnie takim skarbem jak dziecko i nigdy nie zapomnę jak w liście
pożegnalnym napisała:
Jesteś moją prywatną definicją szczęścia!
***
Tak się kończy historia Oli i Andrzeja. Wiem, że niektórym z was będzie smutno jednak coś się kończy, coś się zaczyna. Wszyscy pewnie myśleli, że uśmiercę Olkę jednak moja wyobraźnia mi na to nie pozwoliła. Jestem zbyt uczuciowa. Chociaż nad tym to jednak się jeszcze zastanowię. Dziękuje za wszystkie wyświetlenia, komentarze. Chciałam żeby blog miał 1500 wyświetleń i dzięki wam się to udało. Nie liczyłam na więcej. Nie wiecie jak każde napisane przez was słowo dodawało mi energii do pisania następnych rozdziałów lub przerabiania ich bo w trakcie wpadłam na kilka pomysłów. Jednym z nich jest Krzysiek, który pojawił się w życiu bohaterki po kilku latach.
Dziękuję!
Dziękuję!
Dziękuję!
Pozdrawiam was serdecznie :>
P.S. Kiedyś na pewno wrócę :D
czwartek, 12 czerwca 2014
Rozdział IX
Leżę już ponad dwóch miesięcy w
szpitalu. Dziewczyny z uczelni jak i Ola Karolowa odwiedzają mnie prawie
codziennie. Czasami nawet nie mam ochoty się z nimi spotykać. Jednak na ten
czas przyklejam na twarz uśmiech i udaję, że się cieszę. Wiem, że źle robię
odtrącając od siebie najbliższe mi osoby, ale to dla ich dobra. Nie chcę żeby
widzieli mnie w takim stanie. Ola, która kiedyś była najlepsza na studiach
teraz jest przykuta do wózka i już nigdy nie stanie o własnych siłach. Zawsze
będzie potrzebowała od kogoś pomocy. Andrzej cały czas mówi, że mnie nie
zostawi, że nie przeszkadza mu to, że nigdy nie stanę na nogach, że
rehabilitacja pomoże i za jakiś czas stanę na nogach. Bzdura. Jak osoba, która
ma uszkodzony rdzeń kręgowy może zacząć chodzić, normalnie funkcjonować. Chłopaki
ze Skry traktują mnie tak samo jak wcześniej kiedy chodziłam, kiedy byłam
normalną osobą. Dzwonią do mnie, wypytują co u mnie, rozmawiamy nawet niekiedy
godzinami. Co ja mam im powiedzieć. Wszystko jest ok co nie jest prawdą. Udaję
przed nimi jak i przed wszystkimi. Wspaniałe chłopaki. Ostatnio dostaliśmy
zaproszenia na sylwestra. Już widzę jak moja noga się tam pojawi. Nie chce
takich spotkań. Nie jestem na to gotowa. Nie chcę się pokazywać w takim stanie wśród
ludzi. Jeszcze jest za wcześnie. Dla mnie zawsze będzie za wcześnie. Wolę
spędzić je śpiąc i mając wszystko gdzieś, ale ukochany jak będzie chciał to
niech pójdzie się zabawić, przecież nie zatrzymam go na siłę nawet jeśli bym
chciała. Niech znajdzie sobie jaką dziewczynę na tej imprezie i zostawi mnie w
spokoju. Wszystko to robią tylko po to żebym sobie czegoś nie zrobiła. Andrzej
jest ze mną z litości. Dla rodziców widzę, że jestem ciężarem. Rehabilitacja
nie pomaga, a ja jestem w jeszcze większym dołku niż byłam jak dowiedziałam
się, że nie będę chodzić. Co ona pomoże? Nic. Kaleka zawsze pozostanie kaleką i
nic się w tym kierunku nie zmieni. Zbliżają się święta, wreszcie wypiszą mnie
ze szpitala. Każdy człowiek by się cieszył, a ja nawet sobie nie wyobrażam
siedzenia przy jednym stole. Połamania się opłatkiem i życzeń czy nawet pójścia
do kościoła na pasterkę. Po raz pierwszy w życiu wolałabym go spędzić tu w tym
szarym szpitalu, w czterech pustych ścianach z pielęgniarkami, do których nie
pałam sympatią niż w rodzinnym domu, mając przy sobie najbliższych. Rodzice moi
jak i jego, siostra, a nawet mała Hania starają się jak tylko mogą, ale ja nie
potrzebuje ich pomocy. Dom specjalnie został przystosowany pod mój wózek. Pokój
rehabilitacyjny został urządzony na parterze w miejscu gdzie kiedyś był salon. Z
tego co mi mówili to jakąś windę czy coś zamontowali abym bez przeszkód mogła
przebywać na piętrze. Po co mi on. Tylko niepotrzebnie wydali tyle pieniędzy na
urządzenia. Lepiej by było jakbym nie przeżyła ten wypadek. Nikt by się ze mną
nie męczył.
Wiem, że w szpitalu odwiedzał
mnie Krzysiek. Nie wiem co ten chłopak chce ode mnie. Nie chcę się z nim
widzieć. Za dużo zrobił. Za bardzo mnie skrzywdził. Nigdy do niego nie wrócę
jeśli myśli, że rzucę mu się w ramiona. Wiem, że po „rozmowie” z ojcem już się
tu nigdy nie pojawił. Może to on miał udział w tym wypadku, a teraz stara się
odpokutować swoje winy. Do tego jeszcze ci co zgwałcili wyszli na wolność za
dobre sprawowanie. Jak się wszystko sypie to się sypie. Znowu będę się ich
bała, znowu nie będę wychodziła sama z domu, znowu będą mi się śniły koszmary.
Boję się, że mnie odnajdą i zrobią mi albo moim najbliższym krzywdę. Dlaczego
zawsze jakieś problemy trzymają się mnie? Dlaczego zawsze mnie to spotyka?
Ola jest w niezłym dołku. Naprawdę
nie wiem jak jej pomóc. Rozmawiałem przez telefon z jej lekarzem. Nie chce
współpracować z rehabilitantem. Zamknęła się w sobie. Nawet nie cieszyła się,
że już wychodzi ze szpitala. Próbowałem ją przekonać na wizytę do psychologa
jednak ona twierdzi, że nie potrzebuje, że sama sobie ze wszystkim da radę, że
to tylko chwilowe i jej przejdzie. Tylko płacze po nocach, nie śpi. Ze względu
na powiększoną ligę nawet nie mam kiedy pojechać do Warszawy albo przywieź do
Bełchatowa. Jesteśmy cały czas na wyjazdach, na walizkach, a ona sama nie da
sobie rady. Jedynym czasem w tym sezonie kiedy będę z nią mógł spędzić trochę
czasu będą Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. Wiem, że to będzie trudne dla
nas, ale jeśli Ola da się do siebie zbliżyć to nie będzie dla mnie żadnego
problemu. Wypytywałem ją o tego Krzyśka. Nic mi nie chciała powiedzieć.
Powiedziała, że się znają bo kiedyś chodzili razem do szkoły. Jednak mi jej
odpowiedź z zachowaniem przyszłego teścia nie pasuje. Jakby tylko ich to łączyło
by się nie wściekał i by go prawie nie pobił.
Jutro Wigilia siedzę przykuta do
wózka. Nasze mamy krzątają się po kuchni, robią przepyszne potrawy, które co
chwilę przynoszą mi do spróbowania, a ja nawet jakbym chciała to nie mogę im
pomóc. Wieczorem ma do nich dojechać siostra Andrzeja z Hanią. Nie wiem po kim
to dziecko ma tyle w sobie energii, ale raczej po wujku Andrzeju. Chociaż
pilnując tego szkraba trochę pomogę. Lepsze to niż siedzenie przed telewizorem,
skakanie po kanałach i użalanie się nad sobą.
Dzisiaj Wigilia wszyscy latają
jak nawiedzeni, a to im się coś przypala, a to choinkę trzeba ubrać. Dziwnie
się z tym czuję. Zamykam się w swoim pokoju, niby się szykuje do kolacji, a tak
naprawdę to nawet nie mam zamiaru się na niej pojawić. Zamknęłam drzwi na
klucz. Położyłam go na szafce nocnej koło mojego łóżka. Nie wiem jakim cudem
dałam sobie radę z wejściem na łóżko. Wzięłam do ręki kartkę napisałam kilka
zadań do rodziców jak i do Andrzeja, a teraz trzeba się pożegnać...
***
Nowy rozdział oddaje w wasze ręce. Następny będzie epilogiem. Czy w planach mam napisanie jakiegoś opowiadania. Tak mam, jeżeli pozwoli mi na to czas. Jak wiecie zaczęłam już kurs księgowości dla zaawansowanych. Strasznie się tam nudzę bo praktycznie wszystko wiem z technikum lub z policealnej. Moje zajęcia wyglądają tak. Piszę, kimnę sobie, znowu piszę i tak na zmianę. O ziewaniu zapomniałam. Jedynie co mnie przeraża to nowy program Optima. Przeżyłam Inserta, Symfonię i Płatnika to przeżyje i ten. Jeśli macie pytania z zakresu księgowości, ale nie skomplikowane to chętnie służę pomocą. Idę się psychicznie nastawiać na utrwalenie wiadomości co to są pasywa, aktywa i bilans.
poniedziałek, 9 czerwca 2014
Rozdział VIII
Kilka dni temu lekarze obiecywali,
że się obudzi. Jednak znowu to samo. Obiecywać tylko potrafią. Nie wiem po co
płacimy te podatki jak i tak z tego nic nie mamy. Leży w szpitalnej sali pomalowanej
kiedyś na biało, aparatury chyba mają już dwa wieki. Z dnia na dzień coraz
bardziej modlę się do Boga żeby było wszystko w porządku i nie zostawiła mnie samego
na tym świecie. Leży poprzypinana do różnych aparatur, jest taka blada, brak w
niej życia. Boję się, że z tego może nie wyjść. Niby lekarze mówią, że to może potrwać,
ale ja już bym chciał teraz, natychmiast, w tej chwili. Wiem, że jest
możliwość, że już nigdy nie będzie stała o własnych nogach jednak nie przejmuję
się tym. Najważniejsze jest to żeby żyła. Jeżeli stało się by to najgorsze to
czeka nas długa rehabilitacja i może uda się. Tak pomyślicie sobie jakie nas. Przecież
mnie to nie dotyczy. Jak mnie nie dotyczy jak chcę z nią spędzić resztę życia,
chcę mieć dzieci, a później wnuków, a jak zdrowie dopisze to i prawnuków. Nigdy
ją nie zostawię. Jeżeli będzie trzeba to rzucę siatkówkę i razem przejdziemy
przez to razem. Pokochałem ją taką jaka jest, a nie jak wygląda czy jeździ na
wózku czy porusza się o własnych siłach. Widziałem wczoraj jak rodzice Olki kłócili
się z tym chłopakiem co cały czas się kręci w pobliżu szpitala jak i w środku.
Nie wiem o co poszło bo niestety za późno przyszedłem, ale to niebyła przyjazna
rozmowa. Usłyszałem tylko jak przyszły teściu wyzywał go, że ma tutaj nie
przychodzić i zostawić Olę w spokoju. Jeśli tego nie zrobi to inaczej porozmawiają
i tego pożałuje. Nigdy nie widziałem Oli tatę takiego zdenerwowanego. Dziwny
jest ten koleś. Jak już zaczął kręcić się przy sali, w której przebywała Olunia
wiedziałem, że z nim jest coś nie tak. Tylko nie mogłem skojarzyć faktów. Może
to on spowodował wypadek. Nic mi się nie układa w jedną całość. Najchętniej
podszedł bym do niego i nie wiem co bym mu zrobił. Albo by się wytłumaczył
dlaczego krążył obok sali Oli albo by dostał po mordzie. Nawet nie przejmowałem
się tym, że mogę pójść za to siedzieć do więzienia. Chciałem się ich spytać o
niego bo nigdy ukochana o nim nie mówiła, jednak oni mnie zbywali tłumacząc, że
to przeszłość i nie ma do czego wracać. Było minęło, a czasu niestety nie można
cofnąć jak to powiedziała mama Oli. Zdziwiłem się bo naprawdę nie wiem o co w
tym wszystkim chodzi. Ola nic o nim nie mówiła, jej rodzice nabrali wodę w usta
i jak nie wiem nic o tym Krzysztofie tak nie wiem.
Za tydzień rozpocznie się nowy
sezon ligowy. Niestety dzisiaj muszę wrócić do Bełchatowa. Dziękuję trenerowi,
że i tak pozwolił mi się przygotowywać do sezonu w Warszawie z Politechniką i
mogłem zostać jak najdłużej przy Olce w szpitalu. Wiem, ze moi rodzice, siostra
z Hanią będą ją odwiedzać i pomagać jak tylko się da. Nie wyobrażam sobie
naszej rozłąki, ale wiem, że jakby narzeczona się dowiedziała, że przez nią
zawaliłem sezon albo skończyłem swoją karierę sportową nie darowała by mi tego.
Dzisiaj ostatni raz wchodzę do szpitala. Z jednej strony siatkówka, którą kocham
nad życie, a z drugiej Ola. Myślałem nawet o przetransportowaniu Oli do
najlepszego szpitalu w Łodzi jednak jej rodzice się na to nie zgodzili. Przez
pracę nie mogą sobie pozwolić na mieszkanie u mnie w Bełchatowie czy w hotelu w
Łodzi.
Siedzę już w sali od dobrych
dwóch godzin, pielęgniarka już dwa razy zmieniła jej kroplówkę. Rozmawiam z
nią. Jeżeli można to nazwać rozmową. Gdy patrzę na nią serce mi się kraje.
Widzę jak się męczy. Wolałbym być na jej miejscu. Jest taka blada, sina. Jej
ręce są tak pokłute, że już nawet nie mają pielęgniarki gdzie wbijać igłę do
pobierania krwi czy zakładać nowy weflon. Przypominają mi się czasy przed
wypadkiem. Wszystko to co się wydarzyło wcześniej. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie,
z Karolem wybraliśmy się na kawę do kawiarni, w której pracowała. Pamiętam jak
po raz pierwszy się pokłóciliśmy o to, że jestem o nią zazdrosny, chociaż ona
mówiła, że nie ma o co bo kocha tylko mnie, a inni faceci ją nie interesują.
Pamiętam jak wykupiłem chyba całą kwiaciarnię. Pamiętam nasze pierwsze wspólne
wakacje. Słońce, plaża i Chorwacja. Pamiętam gdy była na mnie zła, że wyjeżdżam
do Bełchatowa, a ją zostawiam samą w Warszawie, że nie przetrwa nasz związek. Pamiętam
jak się cieszyła ze złota, które wywalczyłem ze Skrą. Pamiętam jej uśmiech jak
zobaczyła pierścionek zaręczynowy i jak płakała gdy ją poprosiłem o rękę.
Pamiętam wszystko co było z nią związane. Każdy uśmiech, każdy pocałunek, każda
chwila z nią spędzona. Poczułem, że ściska moja dłoń. Otworzyła oczy i gdy
tylko mnie ujrzała uśmiechnęła się chociaż wiem ile to jej sprawiło trudności.
Usłyszałem tylko Andrzej i pobiegłem szybko po lekarzy. Ona żyje.
***
Ósemeczka leci. Z pracy wyszło to, że już jej nie ma jednak udało mi się dostać na kurs księgowości z PUP więc jakieś umiejętności będę miała i 1300 zło też się przydadzą. Jestem najmłodsza i dziwnie się z tym czuję. Niektórzy piszą, że już kończę. Potwierdzam, że dziesiątym będzie epilog. Przepraszam za krótki rozdział, ale jeśli bym połączyła dwa rozdziały to by wyszły ze cztery strony w Wordzie. Jeszcze w weekend byłam na dniach mojego miasta. Poparzeni Kawą Trzy dali naprawdę dobry koncert. Jestem zrozpaczona bo znowu nie zsynchronizowałam się z hotkami i nie piszczałam na widok Podsiadło i nie wyznawałam mu miłości. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Hey grał dość długo jednak tylko dwie piosenki znałam więc szału nie ma. Fajerwerki były odjazdowe, aż myślałam, że na mnie zlecą i trzymałam sie koleżanki. Tak strachliwa jestem.
Ściskam was serdecznie:)
Pozdrawiam :>
wtorek, 3 czerwca 2014
Rozdział VII
"Zostań, to jeszcze nie pora
Zostań, choć jeszcze na chwilę"
Łzy- Oczy szeroko zamknięte
Patrzę przez szybę na Olkę. Moją
małą, kochana Olkę. Jest taka blada, podłączona do różnych kabelków i aparatur.
Walczy o życie bo ma dla kogo. Dla rodziców, dla mnie, dla wszystkich, których
najbardziej kocha. Taka bezbronna. Najchętniej zamienił bym się z nią. To ja powinienem
leżeć na tym łóżku, nie ona. Dlaczego to nie ja jechałem tym samochodem?
Dlaczego to mnie zawsze spotyka? Dlaczego? Rozmawiałem z jej rodzicami. Są
wstrząśnięci tym co się stało. Nie mogą zrozumieć, że to co się stało to prawda,
że to się stało. W oczach jej mamy widzę żal. Wiem, że to po części jest moja
wina. Gdyby nie jechała do mnie do Katowic na finał Mistrzostw Świata to może nie
byłoby tego wypadku i teraz nie walczyła by o życie, tylko by żyła i czekała na
mnie w moim klubowym mieszkaniu w Bełchatowie aż przyjadę ze złotym medalem na
szyi. Lekarz powiedział, że najważniejsze będą najbliższe godziny oraz jest w dłoniach
najlepszych specjalistów. Nie mogę jej stracić. Jest dla mnie zbyt ważna. Jeszcze
nikogo nie kochałem tak bardzo jak ją. Jest na pierwszym miejscu stawiam ją po
równi z moją mamą. Nawet nie poczułem kiedy łzy zaczęły płynąć mi po policzkach.
Po chwili stanął przede mną
Karol, wiem, że ten cały wypadek też nim wstrząsnął. To nie jest ten Karol z dwudziestu
czterech godzin temu. Ten, który się cieszył najbardziej ze złota, który
świętował najbardziej z naszej dwunastki meczowej, ten szalony Karol jakiego
znam dobrych kilka lat, ten Karol, który jest nieobliczalny. Dowiedziałem się
jak to się wszystko stało. Załamałem się. Po raz pierwszy poczułem się jak
bezbronne dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Jakbym tylko dorwał tego
faceta to nie wiem co bym mu zrobił. Pewnie bym go zabił. Przecież to głupotą
jest siadać za kółko po wypiciu kilku głębszych lub po kilku chmielowych napojów.
Jakbym dał im mój samochód i otworzyłaby się ta cholerna poduszka powietrzna to
Olka nie była by w takim stanie jak jest teraz. Zadręczały mnie myśli. Dlaczego
to właśnie one musiały jechać tą drogą? Nie myślałem o niczym innym. Niby mnie
pocieszał, że wszystko będzie w porządku, że Ola z tego wyjdzie, a za rok
będzie się bawił na moim weselu. Nawet nie wiedziałem, że z Karola okaże się
taki spokojny, zrównoważony człowiek. Przegadaliśmy razem kilka godzin, a na
dworze już świtało. Karol poszedł zobaczyć czy już Ola wstała i dowiedzieć się coś
więcej o stanie jej zdrowia, kiedy ją wypiszą do domu i wszystko czego powinien
wiedzieć.
Z godziny na godzinę stan Oli ani
się nie pogarsza ani nie poprawia. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej. Sam
nie wiem. Dziwnie się czuję. Nie potrafię cieszyć się z tego, że ona żyje,
przeżyła wypadek, a z dnia na dzień będzie coraz lepiej. No właśnie nie wiadomo
czy będzie lepiej, jednak ja staram się być dobrej myśli. Wyjdzie z tego, a po
kilku miesiącach już nie będzie znaku po wypadku i zostanie panią Wrona. Tylko
będzie w jej psychice. Pójdziemy do najlepszego specjalisty jaki tylko jest w
Warszawie i pomoże nam przezwyciężyć to wszystko. Powrócę do Warszawy, będę grał
nawet w trzecioligowy zespole byle tylko być blisko koło niej. Dla niej zrobię
wszystko. Po prostu jestem zły na siebie. Namówiłem rodziców ukochanej na
pojechanie chociaż na chwile do domu, zjeść jakiś ciepły posiłek, odpocząć, odświeżyć
się, zdrzemnąć chociaż kilka godzin i powrócić do szpitala. Rozmawiałem z
lekarzem, pozwoli mi wejść do niej na pięć minut. Niby krótko, ale chociaż uda
mi się przy jej być. Nie tylko będę patrzył na nią przez szybę, ale dotknąć jej
małą dłoń. Rozmawiałem z nią jeśli mój monolog można nazwać rozmową. Chciałem w
ciągu pięciu minut powiedzieć jej jak najwięcej. Gdy już poganiała mnie
pielęgniarka do opuszczenia sali poczułem jakby Olka mocniej chwyciła moją dłoń.
Od razu pobiegłem do pielęgniarki. Kazała mi opuścić salę. Byłem tak szczęśliwy.
Po chwili obok łóżka Oli było mnóstwo lekarzy. Nie do końca wiedziałem czy
tak jak się zachowują to dobry znak czy zły. Od razu kiedy wyszedł lekarz z sali
dobiegłem do niego dowiadując się o stan zdrowia ukochanej. Stan Olki zaczyna
się poprawiać. W tej chwili byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Zadzwoniłem
do jej rodziców, obiecali mi, że będą jak najszybciej się da. Byłem przyklejony
z bananem na twarzy do szyby dopóki ktoś z tyłu mnie nie zawołał. Nie wiedziałem
kto to jest, po raz pierwszy widziałem go na oczy. Przedstawił się jako
Krzysiek, powiedział, że jest przyjacielem Olki. Ciekawe ona nigdy mi o nim nie
wspominała. Pomyślałem sobie, że on jest „przyjacielem” od innych spraw. Może
ona mnie z nim zdradza. Skąd ja mogę wiedzieć co ona robi jak mnie nie ma w
Warszawie. Poszedłem do automatu z kawą. Mocna espresso dobrze mi zrobi. W drodze
powrotnej na OIOM spotkałem chłopaków ze Skry. Karol im wszystko opowiedział o
wypadku, a oni nawet przez chwilę się nie wahali tylko poprosili Migela o zgodę
żeby pojechali ją odwiedzić. Bardzo im dziękuje za to. Wiem, że na nich mogę polegać.
Mimo, że czasami mam ich dość. Dni mijały, a stan Oli pomału się poprawia, jest
nawet możliwość wybudzenia ze śpiączki na początku następnego tygodnia.
Rozmawiałem z Falascą przez telefon. Praktycznie nie musiałem nic mówić, sam
kazał mi być z Olą w szpitalu. Tylko muszę trenować z chłopakami z Politechniki,
a na siłowni mam swój indywidualny tok treningowy. Dziękuje mu za to bo naprawdę
inny trener by miał wszystko gdzieś, a on jest inny. Ola Karolowa wyszła po dwóch
dniach ze szpitala. Wstrząśnienie mózgu nie okazało się takie poważne jak
wcześniej myślano. Często odwiedza nas w szpitalu. Na początku było jej ciężko
bo to ona prowadziła ten samochód i myślała, że to przez nią wszystko się stało.
Ja jak i rodzice Oli nie miałem nigdy do niej żadnych pretensji. Od kilku dni
po szpitalu znowu widzę niejakiego Krzysztofa. Nie wiem po co on tu przebywa,
ale coraz częściej widzę go w okolicach sali gdzie leży Olka. Nie podoba mi się
ten chłopak. Dobrze to mu z oczu nie patrzy. Jakiś dziwny, gdy mnie zobaczy to
ucieka, jakby się czegoś bał. A może go coś jednak z Olą łączy? A może o coś
innego chodzi?
***
Siódemeczka nadchodzi! Teraz może się zdarzyć, że rozdziały będą publikowane tylko raz w tygodniu. Dostałam pracę i ciężko mi będzie pogodzić bloggera z nią. Już niedługo koniec opowiadania. Tak jak wcześniej mówiłam nie chcę z tego zrobić telenoweli brazylijskiej więc na dwa, trzy rozdziały możecie się spodziewać epilogu.
Także do zobaczenia niedługo :>
Pozdrawiam :*
niedziela, 1 czerwca 2014
Rozdział VI
Gramy o złoto. Prowadzimy w
setach 2:0. Piłka meczowa dla nas. Nie potrafię już wysiedzieć na tych krzesełkach.
Serwuje Karol, błagam żeby nie zepsuł. Może posłać najprostszą, ale nie w
siatkę albo w aut. Przyjmują, rozgrywają, atakują. Nasz wyblok. Bronimy atak
Rosjanina. Paweł wystawia do Andrzeja. Boże nie zepsuj tego, nie daj się
zablokować. Boisko. Sama linia. Szał radości. Najchętniej bym poleciała na
boisko i nie wypuściła z objęć Andrzeja. Jesteśmy Mistrzami Świata. Nie mogę w
to uwierzyć. Przecież to jest tylko sen. Łzy w oczach przesłaniają wszystko. Już
prawie nic nie widzę. Emocje dały o sobie znać. Brazylia, Rosja czy Serbia
niebyła nam straszna. Wszystkich pokonaliśmy. Miło się na sercu robi jak
ukochany ma na sobie medal i to nie byle jaki bo złoty. Sezon klubowy w Skrze ze
złotem, reprezentacyjny też. Ta noc się szybko nie skończy. Na pewno. Nie wiem
jak Katowice to wytrzymają. Tysiące ludzi na hali, tysiące przed halą oglądało
mecz na telebimie. Wszyscy będą się razem bawić, bo siatkówka to nie piłka
nożna, że jeden na drugiego po przegranym meczu z rękoma się rzuca. Jestem
dumna z chłopaków. Pokazali, ze nie są chłopcami do bicia.
Ja chyba śnię. Nie dochodzi to do
mnie. Z Karolem tulimy się na środku
parkietu od kilku minut i ludzie pomyślą, że jesteśmy gejami, a nasze Ole to
przykrywka żeby nikt się nie dowiedział. Jesteśmy Mistrzami Świata. Jak to
ładnie brzmi. Dostaliśmy już setki wiadomości z gratulacjami. Dzwonili
najbliżsi, znajomi. Jak my to zrobiliśmy. Zabawa trwa w najlepsze, nawet Stefan
i reszta sztabu się do nas dołączyła. To jest jeden z najlepszych chwil z mojego
siatkarskiego życia. Nie uwierzę dopóki nie zobaczę medalu na szyi. Nie uwierzę
dopóki nie usłyszę Mazurka Dąbrowskiego śpiewanego bez podkładu przez naszych
kibiców. Zaraz mi się przypomniała akcja z Brazylii tylko, że u nas płyta się
nie zacięła tylko kibice sami tak śpiewają. Już słychać z naszej szatni boomboxa
Igły. Będzie, będzie zabawa. Szykujemy się na dekorację. Każdy jest szczęśliwy,
dla każdego jest to uwiecznienie całego sezonu w Reprezentacji. Dla niektórych
było to ostatnie spotkanie. Jest dużo łez i śmiechu. Jednak każdy ma uśmiech na
twarzy. Emocje są nie do opisania. Każdy cieszy się na swój sposób. Nikt nie
wierzył w Stefana jak przez sezonem nie wierzyli w Migeula. Pokazali, że mimo
tego, że nie byli nigdy trenerami, są młodzi dali radę. Nawet nie miałem chwili czasu
porozmawiać z Olą. Uścisnąć ją. Pocałować. Powiedzieć, że to dla niej jest ten
medal, jak ją kocham. Jak nie wywiady to autografy, zdjęcia. Wiem, że jest z
nas dumna. Widziałem, że z dziewczynami płakała.
Po całej tej fecie wróciliśmy do
hotelu. Padam na twarz. Nawet nie miałem siły żeby zdjąć dres i położyć się jak
normalny człowiek spać. W butach, bez siły na nic. To był wykończający turniej.
Każdy kawałek mojego ciała mnie boli. Jednak opłacało się. Jakby nie nasza
determinacja nie stalibyśmy na najwyższym pudle tylko odpadli w pierwszej
fazie. Mam nadzieję, że dostanę chociaż trzy dni wolnego. Muszę zregenerować
siły przed sezonem. Karol jeszcze coś mamrze pod nosem, jednak nie są to logiczne
zdania i nawet nie chce mi się jego słuchać. Nawet nie chce mi się wstać i
walnąć go poduszką. Jedynie o czym myślę to tylko o śnie.
Po kilku godzinach snu wyruszam
do Warszawy. Najchętniej jeszcze bym pospał, ale chcę jak najwięcej czasu przez
sezonem klubowym spędzić z ukochaną, rodzicami i rodziną. Ola zabrała się po
fecie nad ranem z dziewczynami. Miały dać znać, że dojechały. Jak zwykle
zapomniałem przez te emocje naładować telefon i dzięki radiu w samochodzie
wiem, która jest godzina. Jedynym, który dotrzymuje mi towarzystwa jest Karol,
który ledwie co funkcjonuje. Wszyscy się zastanawiają dlaczego spędzam z
Karolem tak dużo czasu. Znamy się od kilkunastu lat, jest do mnie jak młodszy
brat, niema poukładane w głowie jak ja. Po prostu ideał. Czego chcieć więcej.
Chociaż czasami sam się dziwię jak mogę z nim wytrzymać. Przeważnie i tak
któregoś z nas nie ma w pokoju bo robi psikusy innym. Jednak przez ten sezon
klubowy i reprezentacyjny nie wyobrażam sobie mecz wyjazdowy nie będąc z nim w
pokoju.
Jadę z Katowic samochodem z
Andrzejem. Cały czas nie dociera do mnie, że zostałem Mistrzem Świata. Dzwoni
do mnie jakiś numer, odbieram. Zastanawiam się kto to może być. Pewnie znowu
chcą mi wcisnąć zaproszenie na wystawę garnków, zdrowej żywności czy jakiś
kołder, merynosów czy w ogóle mnie nieinteresujących dziedzin. Nawet nie chce
mi się ich słuchać, ale z grzeczności nie wypada się rozłączać w połowie zdania.
Robię się cały blady. Pan policjant powiedział, że dziewczyny są w szpitalu.
Jakiś pijany kierowca by w nich wjechał, a one ratując się przed czołówką
wjechały do rowu i bokiem zahaczyły o drzewo. Jak ja teraz mam powiedzieć o tym
Wronie, przecież jak mu powiem to jeszcze my wylądujemy na pierwszym lepszym
drzewie. Każę mu stanąć na poboczu. Po chwili mu o wszystkim opowiadam. Nigdy
nie widziałem go tak wkurzonego. Zawsze taki spokojny, często sam mnie
uspokajał. Wiem jak bardzo kocha Olkę, ale teraz nie pomoże tym, że będzie jechał
na złamanie karku bo jeszcze i my wylądujemy w szpitalu, a tego dziewczyny by
nie chciały.
To co Karol mi powiedział nie może
być prawdą. Jak to jest możliwe. Dlaczego to zawsze nas musi dotykać. Nie mam
siły prowadzić, ręce mi się trzęsą, daje kluczyki Kłosowi, a sam siedzę na
fotelu dla pasażera jak na szpilkach. Z minuty na minutę coraz bardziej zadręczam
się myślami. Nie chcę wyżywać się na Karolu dlatego milczę. Tak będzie dla nas
najlepiej. Łzy ciekną mi po policzkach. Nie są to te co wczoraj. Wiem, że
jakbym nie dał mu kluczyków od samochodu nie wiem co by się stało. Pewnie wylądowalibyśmy
na pierwszym lepszym drzewie albo na zakręcie bym wpadli w rów. Stajemy na
stacji, jakimś cudem ubłagałem Panią na kasie i podłączyłem swój telefon do gniazdka. Dzwonię do rodziców Oli, są w
szoku. Słyszę jak Pani Grażyna płacze, jej mąż Pan Roman próbuję ją uspokoić,
jednak bez rezultatów. W szpitalu będą wcześniej od nas bo nam zostało trochę
więcej niż połowa drogi, więc może czegoś się dowiedzą to do mnie odzwonią. Tylko
proszą nas żebyśmy nie robili żadnych głupot i nie jechali na złamanie karku. Na
wszelki wypadek podałem numer Karola bo nie wiadomo ile jeszcze wytrzyma moja
bateria. Boję się najgorszego. Boję się, że ją stracę. To nie może być prawda.
To jest sen, z którego nie mogę się obudzić. To się nie dzieję naprawdę.
Dojeżdżamy do szpitala, szary
budynek. Nic specjalnego. Podeszliśmy do informacji dowiedzieć się, na którym
piętrze jest oddział chirurgiczny. Szybko nam wyjaśniła na którym piętrze jest
oddział, gdzie są schody i windy. Wbiegamy na ostatnie piętro, na oddział gdzie
leżą nasze ukochane. Nawet nie chcieliśmy czekać na windę, tak bardzo
chcieliśmy być blisko ich. Rozmawialiśmy z lekarzem. Z moją Olą jest trochę
lepiej. Nic poważniejszego obok stłuczeń, obtarć, złamanej ręki i wstrząśnieniu
mózgu nic jej nie dolega. Z Olką Andrzeja jest gorzej. Leży na OIOMie jest
poprzypinana do różnych kabelków i urządzeń. Walczy o życie. Jest stan jest bardzo
ciężki, ale stabilny. Z tego co Ola mówiła to nie otworzyła się poduszka w samochodzie,
a że uderzyły w drzewo od strony pasażera dlatego jest w takim stanie. Dlaczego
akurat one musiały jechać tą drogą? Dlaczego akurat w nie musiał wjechać?
***
No to jest następny. Tak jak obiecałam, a ja staram się dotrzymywać słowa więc daje w wasze ręce nowy rozdział. Nie byłabym sobą jakbym trochę nie poprzestawiała. Czy wam się podoba taki obrót sprawy. Wątpię, bo już jedna wiem, że mnie za to zabije. Chyba będę musiała się chować przed nią, Starałam się żeby nie było tak sielankowo bo to może stać się nudne.
Brazylia - Polska 0:3 ! Jezu jeszcze mam ciarki jak mi się przypomni, a w oczach mam szklankę i ledwie co widzę, a przy mojej wadzie wzroku nie jest to wskazane :D Dobrze, że mam takie cudo jak nagrywarka w dekoderze MPEG-4 bo cyfrówki ani kablówki jeszcze się nie dorobiłam :> Teraz przez kilka dni będę gwałciła przycisk replay.
Wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka!
Wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka!
Pozdrawiam :>
Subskrybuj:
Posty (Atom)